niedziela, 12 sierpnia 2012

Untouchable.

Tyle byłem w stanie dla Ciebie zrobić.
Mogłem poświęcić wszystko, wszystko co miałem, całego siebie, bylebyś była szczęśliwa.Kochałem Cię.Kochałem Cię, jak nikogo innego na tym świecie.Ba! To właśnie Ty byłaś dla mnie całym światem. Nie liczyło się nic poza Tobą.Wszystkie rzeczy, na których dotychczas mi zależało straciły na znaczeniu. Mój zespół, fani, motocykl, rodzina. W porównaniu do Ciebie w ogóle mnie nie interesowali. Nie mogłem sobie oczywiście pozwolić na ignorowanie ich, ale poświęcałem im tylko tyle czasu, ile musiałem - niemal każdą chwilę spędzałem z Tobą. Jeżeli nie było Cie na koncercie nie dawałem z siebie wszystkiego - nie widziałem w tym sensu. Tylko dla Ciebie warto było robić coś znaczącego. 
Pamiętasz, jak się poznaliśmy? To był piękny, letni dzień. Miałem wtedy koncert w Rzymie, przyszłaś na naszą próbę. Nie wiedziałem, jakim cudem Cię tam wpuścili - normalnie fani nie mają tam wstępu - ale potem wszystkiego się dowiedziałem. Nie wiem, czy nas lubiłaś, chyba nie, bo przyszłaś przecież z młodszą siostrą, której musiałaś pilnować. Czternastolatka niemal popłakała się, gdy zacząłem z nią rozmawiać. Wiesz, czemu zwróciłem na Ciebie uwagę? Bo jako jedna z nielicznych dziewczyn na świecie mnie zignorowałaś. Siedziałaś znudzona, z kwaśną miną obserwowałaś nasze popisy i miałem wrażenie, że tylko czekasz, aż będziesz mogła wrócić z Marią do domu. Zaintrygowany, podszedłem do Ciebie, zapytałem, jak się masz. Odpowiedziałaś zdawkowym 'dobrze', nie patrząc na mnie. Kolejną rzeczą, która przyciągnęła moją uwagę, była Twoja uroda. Doprawdy, byłaś niesamowicie piękna, nigdy nie widziałem dziewczyny, ktora dorównałaby Ci wyglądem. Byłaś wysoka, smukła, lekko kręcone czarne włosy opadały Ci na ramiona w kolorze delikatnego karmelu. Ubrana byłaś w żółtą, letnią sukienkę doskonale podkreślającą Twoje kształty.Tak, byłaś świadoma swojego ciała, jak rzadko kto i bardzo zręcznie potrafiłaś to wykoszystać. 
- Jak masz na imię? - zapytałem, siląc się na miły ton. Nie przywykłem do tego, że ktoś mnie ignoruje, nie cieszy się z mojego widoku. W tamtym momencie uderzyła mnie moja próżność, z której, jak sądziłam, dawno wyrosłem.
- Przecież nic cię to nie obchodzi.- warknęłaś,przenosząc wzrok na mnie. Zamarłem pod wpływem Twoich oczu. Naprawdę. Nie byłem w stanie nic powiedzieć. - Od zawsze wiedziałam, ze chłopcy z boysbandów nie są za bystrzy, a ty mnie w tym tylko utwierdziłeś. - zakpiłaś. Zmarszczyłem brwi, nadal nie mogąc nic powiedzieć. Po prostu nie znalazłem riposty. Sknąłem tylko głową, uśmiechnąłem się i wróciłem do swoich zajęć. Pamiętam jeszcze, że po próbie do Ciebie podszedłem prosząc o Twój numer telefonu.
- Przykro mi, nie daję mojego numeru komuś, kto nawet nie wie, jak mam na imię. - odparłaś, uśmiechając się łobuzersko, po czym odwróciłaś się na pięcie i wyszłaś. Maria posłusznie podreptała za Tobą, a ja wiedziałem, że nie mogę pozwolić Ci tak po prostu odejść. Natychmiast zapytałem, kim były dwie dziewczyny, które przyszły do nas na próbę. Wtedy to dowiedziałem się, jak masz na imię.
Julia.
Piękne, rzymskie imię, niemal idealne dla Ciebie, bo przecież urodziłaś się w Rzymie. Akurat wtedy Twoi rodzice mieli tutaj interesy, nie mieli czasu, żeby przewieźć Celię na Sycylię, gdzie mieszkasz. Tak bardzo bolało Cię, że nie urodziłaś się w Palermo, jak reszta Twojej rodziny. Uważałaś to za hańbę dla rodu Di Matteo. Nigdy tego nie rozumiałem, przecież nie mogłaś nic na to poradzić! Ty jednak upierałaś się, ze rodzina jest najważniejsza.... Dopiero po czasie zrozumiałem, dlaczego. Dobrze, Julio, więc odnalezienie Ciebie ni było wcale trudne, kiedy jest się kimś takim, jak ja. To nieskromne z mojej strony, ale wybacz, tak już po prostu jest. Zdobycie Twojego numeru było dla mnie równoznaczne z wysiłkiem zamówienia kawy do garderoby. Nie zadzwoniłem tego wieczora, miałem nadzieję, że masz wejsciówkę dla VIPów. Myliłem się.
Zadzwoniłem następnego dnia rano. 
- Dzień dobry, Julio. - przywitałem się.
- Kto mówi? - zapytałaś.
- Poznaliśmy się wczoraj na próbie. To znaczy, nie poznaliśmy, bo nie powiedziałaś mi, jak masz na imię, ale rozmawialiśmy.
- Ach, to Ty... - wyczułem zirytowanie w Twoim głosie.Zraniło mnie ono. - Co chcesz? 
- Skoczyłabyś ze mną na kawę? Znam jedna fajną knajpkę niedaleko Kolosseum.
- Nie pijam kawy, wybacz.
- To na cokolwiek. Lody, herbatę, croissanty...
- Jesteśmy w Rzymie, nie w Paryżu. - wytknęłaś mi zdenerwowana.
- Więc chodźmy na pizzę. - palnąłem bez zastanowienia.
- Dobrze, ale tylko raz...Dam ci szansę, żebyś wiedział, jak bardzo nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. 
Umówiliśmy się przy jakiejś pizzerii w środku Rzymu, jednej z Twoich ulubionych. Ze wszystkich sił starałaś się pokazać mi, jak wielką niechęcią do mnie pałasz, ale te wysiłki spełzły na niczym, byłem bowiem niesamowicie uparty. Wyprosiłem drugie, potem trzecie spotkanie. Na czwarte przyleciałem specjalnie z Londynu.Jakoś po miesiącu zaczęliśmy być razem. Już wtedy oszalałem na Twoim punkcie. Uwielbiałem trzymać Cię w ramionach, całować, bawić się Twoimi włosami... Spacerowaliśmy bulwarami Tybru. Pokazałaś mi wszystkie rzymskie zabytki, uczyłaś włoskich słówek.Nauczyłaś jeść po włosku, targować się.
Poznawałem Rzym, poznawałem Ciebie i poznawałem, co to znaczy kochać.

***
W końcu nadszedł dzień Twojego powrotu do Palermo.
Wakacje się skończyły, musiałaś wrócić do szkoły.Pamiętam, jak pierwsyz raz przyleciałem do Ciebie do domu, do Castello Di Matteo. Twoi bracia mierzyli mnie zabójczym spojrzeniem, przynajmniej wtedy sądziłem, ze to Twoi bracia.Najbardziej jednak zaskoczyli mnie Twoi rodzice; ojciec siedział w gabinecie, ubrany w garnitur, na kolanach trzymał kota. Przypomniało mi to 'Ojca Chrzestnego' , zachciało mi się śmiać. Przywitał mnie posępnym spojrzeniem niebieskich oczu. Miały odcień identyczny do Twojego. 
- Nie jesteś dobrym chłopcem dla niej. - rzekł po chwili natarczywego wpatrywania się we mnie. Nim zdążyłem zaoponować, on już kontynuował - Niski, chudy, wymizerowany. Nie obroniłbyś jej w potrzebie.... Ona jest...Ona potrzebuje kogoś, kto obroni ją przed tym wszystkim - machnął ręką w stronę okna - od zawsze ja ją chroniłem. Moja córka jest dla mnie wszystkim. Moja jedynaczka... - zamyślił się.
- A Maria? - zapytałem szybko.
- Maria jest córką mojej siostry...Tak, tak więc, moja Julia. Od dziecka chroniona. Od urodzenia pod stałym nadzorem osób odpowiadających za jej bezpieczeństwo... Musisz wiedzieć, że nie zaakceptuję waszego związku.Nigdy. Musisz wiedzieć, że dla ciebie ona jest...jak wy to mówicie? Untouchable. Niedotykalna.- pogładził czarnego kota. - Rue, moja kotka. Kupiłem ją, kiedy Celia zaszła w ciążę z Julią. Kiedy coś złego dzieje się Julii, Rue od razu zaczyna miauczeć....To jej anioł stróż, jeżeli możemy tak powiedzieć....Jak myślisz, kim są ci wszyscy faceci ubrani na czarno? - spytał, uśmiechając się. Dookoła oczu pojawiły mu się zmarszczki.
- Jakaś rodzina? - mój głos zabrzmiał niepewnie.Zbyt niepewnie.
- Tak, niewątpliwie, są naszą rodziną.Robią dla nas rzeczy, które robi się dla rodziny. istotnie, większość, to nasi kuzyni...Idź już, chłopcze. Nie chciałbym widzieć cię tu więcej. - pożegnał mnie, drapiąc Rue za uchem. Kotka mruczała cicho, rozwalona na jego kolanach.
Spotkanie z Twoim ojcem było dla mnie dużym przeżyciem. Nie wiedziałem, co o nim myśleć. Kim ten człowiek był? Stefano Di Matteo. Samo to nazwisko budziło respekt w ludziach z miasta, a ja nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego. Kilka godzin później spotkałem twoją matkę.Celia Di Matteo. Piękna kobieta, identyczna z Tobą. To po niej odziedziczyłaś wszystko, oprócz oczu. Ona ma brązowe. 
Pełna majestatu, ciepła, dobroci, a jednocześnie ciągle trochę przestraszona, non stop nerwowo na Ciebie spoglądała. Czemu oni wszyscy się tak o Ciebie bali? Nie wiedziałem i czułem, że nie chcę wiedzieć.

***
Dowiedziałem się po roku naszego bycia ze sobą, przez zupełny przypadek.
Oglądałem akurat wiadomości w których podana była informacja o sycylijskiej mafii z Palermo, której kilku członków ostatnio ujęto. Pokazano ich twarze i zobaczyłem Antonia, Twojego kuzyna.Po chwili ujrzałem Twojego ojca, który szedł do sądu na proces, jako obrona. Wtedy to wszystko skoczyło na swoje miejsce.
Twój ojciec był najważniejszym sycylijskim mafiozem, a Ty jego jedyną, ukochaną córeczką.
Poczułem się jak w pułapce. Natychmiast do Ciebie zadzwoniłem, mimo, że byłem wtedy w Barcelonie.
Zapytana przeze mnie, czy to prawda, odparłaś "Nie mogę Cię dłużej okłamywać. Tak...Musimy się spotkać. Przylecę do Ciebie, będę za trzy godziny.".
Odebrałem Cię z Gerony, pełen napięcia. Wsiedliśmy do mojego czarnego porshe, prezentu od Ciebie na urodziny.
- Co to wszystko ma być?! - wykrzyknąłem, patrząc na Ciebie. 
- Zrozum, proszę..- westchnęłaś. - Co mam z tym zrobić? Taką się urodziłam..Myślisz, że to dla mnie takie szczęście nosić broń za paskiem, na udzie? W wieku jedenastu lat nauczyłem się nią posługiwać, wcześniej wszędzie towarzyszyli mi ochroniarze. Nie mogłam sama skorzystać z łazienki! - zaśmiała się nerwowo.- Nie zmienię pochodzenia, a rodzina jest dla mnie najważniejsza.
- Ważniejsza ode mnie?
- Najważniejsza... - przejechałaś dłonią po moim policzku. - Kocham cię, ale rodzina będzie przy mnie zawsze.Nie wiadomo, czy będziesz mnie kochał za pięć, dziesięć lat. Nie wiem, czy zniesiesz moje życie.
Ja też nie wiem, pomyślałem lekko spanikowany.
- Boję się o ciebie, Zayn. Boję się, że cię zabiją. - szepnęłaś. Zobaczyłem łzy w twoich oczach i naprawdę się przeraziłem. Natychmiast cię przytuliłem i zacząłem uspokajać, chociaż sam miałem większe powody do niepokoju. Co oni chcą zrobić? Czy oni są nienormalni?! Poczułem, jak tracę grunt pod nogami.Zrobiło mi się słabo, przez chwilę nie byłem w stanie nic powiedzieć.
- Czemu mieliby to zrobić? -  wydukałem w końcu.
- Nie akceptują nas. Ojciec mówi,że go nie posłuchałeś...On nienawidzi nieposłuszeństwa.Powiedział, że zabije cię, jeśli nie przestaniemy się spotykać. - odetchnęłaś, próbując się uspokoić. To była jedna z twoich cudownych cech; nie pozwalałaś, by rządziły Tobą emocje.
- Nie chcę tego. - oznajmiłem twardo, nie patrząc na Ciebie.
- Ja też nie...
-Ucieknijmy. - zaproponowałem bez namysłu.
- Co zróbmy? - uniosłaś brwi.
- Ucieknijmy. - powtórzyłem. Zabrzmiało to głupio, dziecinnie.
- Dokąd?
- Gdziekolwiek, byleby jak najdalej stąd...Do jakiejś amerykańskiej dziury, jak najdalej od cywilizacji.Do Idaho albo gdzieś.
- Dobrze. - rzekłaś po chwili, zupełnie mnie zadziwiając. Twój głos był tak spokojny, ale wyczuwałem z nim strach,smutek, złość,żal.
- Zabiją mnie, jeżeli nas kiedykolwiek złapią? - zapytałem, siląc się na lekki ton.
- Tak.- odpowiedziałaś, wyglądając za okno. Złapałem Cię za rękę.
- Jeśli tak, to chociaż umrę z miłości. - stwierdziłem.
Poszłaś kupuić bilety, ja zadzwoniłem do Harry'ego mówiąc mu,że biorę urlop.Ile? Jakieś dwa miesiące. Wściekł się, zaczął krzyczeć, rzucił słuchawką. Potem zadzwonił Louis, mając nadzieję, ze odwiedzie mnie od tej decyzji.
- Zayn, myśl o naszych fanach... - próbował wymusić we mnie poczucie winy.
- Sława przeminie, Lou. Miłość jest na zawsze.

***

Polecieliśmy najpierw do Nowego Jorku, żeby zmylić Twojego ojca.Pobyliśmy tam przez tydzień, niemal nie wychodząc z hotelu. Oglądaliśmy filmy, rozmawialiśmy, kochaliśmy się. Tak wyglądały nasze dni przez ten czas. Wtedy uświadomiłem sobie, jak dobrze Cię znam. Byłem w stanie przewidzieć wszystkie Twoje reakcje, każde słowo, ruch.Twoje ciało znałem lepiej niż własne. Kierując się impulsem poszliśmy do salonu tatuażu, gdzie na nadgarstkach wytatuowaliśmy sobie swoje imiona. Od tamtej pory "Julia" dumnie zdobi moje ciało, informuje,że jestem jej. Nigdy nie sądziłem, że zrobię coś takiego. Ale czego nie robi się z miłości? Po Nowym Jorku przyszedł czas na Los Angeles, gdzie zabawiliśmy kolejny tydzień. Potem Miami, Las Vegas, Chicago, Idaho, Phoenix, Detroit. 
Pewnego pięknego dnia w Detroit, kiedy spacerowaliśmy po parku, trzymając się za ręce i śmiejąc usłyszałem tylko świst, potem huk. W jednej chwili upadłaś, leżałaś w moich ramionach, cała zakrwawiona.Zapłakany, nie wiedziałem, co robić. Ktoś zadzwonił po pogotowie, słyszałem, jak jedzie.
- Kocham cię.  - szepnęłaś, patrząc mi w oczy.
- Nie, Julia, nie rób mi tego! Kochanie, proszę Cię, nie zostawiaj mnie... - załkałem, gładząc Cię po policzku. Z Twojej piersi wydobywała się szkarłatna kałuża, której nie potrafiłem powstrzymać. Nagle ktoś mnie od Ciebie odepchnął, zobaczyłem ludzi w białych kitlach, którzy nerwowo się przy tobie krzątali. Natychmiast wsadzili Cię na nosze i wsadzili do ambulansu. Jeden z nich siłą wepchnął mnie na przednie siedzenie.
Leżałaś w szpitalu dwa dni. To były najgorsze dwa dni mojego życia. 
Siedziałem przy Twoim łóżku i płakałem cały czas. Modliłem się do Allaha o uzdrowienie dla Ciebie.Błagałem Go na kolanach, modląc się pięć razy dziennie, jak nakazuje moja religia. Tak bardzo nie chciałem Cię stracić, Julio. Tak bardzo przepraszam. Jest mi tak cholernie przykro. Straciłem cząstkę siebie. Nigdy już nie będę taki sam. Mam wrażenie, ze brakuje sporej części mnie. Za każdym razem, gdy myślę o Tobie upadam, zwijam się w kłębek i płaczę. Wiem, ze to niemęskie, Twój ojciec wyśmiałby mnie. Nie dbam o to, pewnie i tak mnie zabije, prawda? Przyleciał do Detroit dzień po Twojej śmeirci. Dopadł do mnie na szpitalnym korytarzu i pobił tak dotkliwie, że nie mogłem wstać. Krwawiło mi dosłownie wszystko, chyba nie było miejsca, z ktorego nie leciałaby mi krew. Przeżyłem tylko dlatego, że byliśmy w szpitalu i od razu się mną zajeto. Miałem złamane 4 żebra, obojczyki, jedną rękę uszkodzoną kość potyliczną. 
Kiedy wyszedłem ze szpitala po czterech tygodniach, dowiedziałem się, ze Twój pogrzeb już się odbył. Załamałem się. Moja kuracja szła woniej głownie ze waględu na stan psychiczny i to,że w ogóle nie jadłęm. Jedzienie podawnao mi przez kroplówkę. Chłopaki, którzy natychmiast do mnie przylecieli, pełnili przy mnie warty. Ciągle któryś z nich przy mnie był, ale nie czułem się wspierany. Nie było już Ciebie, więc nic się nie liczyło.
Dodam też, że cholernie się bałem. Bałem się Twojego ojca i jego zemsty, która przecież miała nadejść.
I nadeszła, ale później, niż myślałem, bo dopiero, gdy w pełni wyzdrowiałem,a trwało to dwa razy dłużej, niż normalnie.Nie chodziłem na rehabilitacje.Nie pojawiałem się na spotkaniach z psychologiem.Nie robiłem nic, coby wyzdrowieć.Niall dostał przeze mnie depresji, nie znałaś go, więc nie wiedziałaś, jaki był uczuciowy i empatyczny. Kochałem go i to bardzo... W końcu przyleciał po mnie do Londynu osobiście. Zawieźli mnie do Palermo. Przez kilka tygodni byłem wręcz torturowany - łamali mi kości, nakłuwali ciało, przypalali. Pod koniec nie byłem w stanie się odezwać. W końcu Stefano postanowił się nade mną zlitować, bo w końcu mnie kochałaś.
- Mówiłem ci, Malik, że ona jest untouchable. - rzekł, po czym z uśmiechem oddał cios w moje serce.

***
Dwie ubrane na biało osoby stoją naprzeciw siebie. Są uśmiechnięte, szczęśliwe.
- Nie kazałeś długo na siebie czekać. - mówi kobieta, odgarniając niesforne falowane włosy za ucho.
- Przepraszam, ze w ogóle musiałaś. - odpiera mężczyzna, podchodząc do niej. Ujmuje ją za rękę i razem ruszają ku światłu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz